niedziela, 18 listopada 2007

Wspomnienia Grzegorza Dormana

Witam,
sorry za lekki poślizg, ale ten ciężki czas pomiędzy rajdami i tym co stało się w Nevadzie nie odbił się dobrze na zdrowiu i nie tylko...

Zacznijmy od tego iż nasz start (wraz z Rafałem Listopadem na VW Golfie) stał do końca pod bardzo dużym znakiem zapytania. Pomimo tego, że przez cały rok startowaliśmy w każdej z eliminacji z myslą o Nevadzie i o walce o najwyższe lokaty w mistrzostwach Stanów United States Rally Championship to po wypadku w zachodniej Virginii szanse na ten występ były bardzo małe.
Rafał przebył wraz z żoną u jego boku 2500 mil aby dotrzeć z rajdowką na miejsce rajdu. Piękne okolice granicy stanów Nevada i Arizona zachęcały do wycieczek, a nie do ścigania się po szutrze.
W środę i w czwartek mieliśmy znakomitą okazję aby sprawdzić opis trasy. Wprowadzaliśmy wiele poprawek i stwierdziliśmy, że opis jest zbyt szczegółowy. Niemniej jednak do głowy nam nie przyszło to iż zakręt, który wydawłl nam się łatwy (pomimo iż wprowadziliśmy w nim poprawkę) okazał się tym, który zakończy nasz występ w rajdzie. Był to drugi odcinek specjalny rajdu rozgrywany na ranch'u rodziny Fisher (wynalazcy pierwszego długopisu w kosmosie). Ładny, dość szeroki, 15 milowy odcinek prowadzący szczytem góry (jak już się do niego dojedzie).
Już przed rajdem nie byliśmy zadowoleni z dalekiej jak nam się wydawało pozycji startowej (23). Niestety obawy się potwierdziły już po 5 milach odcinka kiedy to kurz auta startującego minutę przed nami stawał się gęstszy i gęstszy. Niemniej jednak nie było nam dane dotrwać do momentu kiedy dojdziemy auto przed nami na odcinku...
Na siódmej mili odcinka, na "R5> do L5 krótki" auto postawilo mocno bokiem po prawym i szliśmy pełnym slajdem w poprzeg drogi. Kiedy wydawało się, że auto w porę obroci się do lewego zakretu, tylne koło uderzyło w coś mocno twardego co spowodowało złapanie kapcia i zainicjowało dość mocne dachowanie. Po dwóch rolkach na drodze gdzie potracilismy wszystkie szyby, przod auta przeszedł poza krawędź skarpy po prawej stronie drogi i dachowanie z prawy do lewy przeszło do dachowania przód do tylu. W ten sposób kręcliśmy się chyba dwa lub trzy razy (ciężko liczyć w takim huku i rozgardiaszu...), po czym Rafalowi udało się trafić w pedał hamulca i auto po opadnięciu na koła przestało toczyć się w dół skarpy. Oczywiście odcinek został zatrzymany (choć nie byłem zachwycony z tego powodu) i pojawili się przy nas medycy. Bez żadnych obrażeń, cali i zdrowi zostaliśmy odwiezieni do serwisu.
Najzabawniejsza rzecza, która spotkała nas później było to iż po wyciągnieciu auta z 50 - 70 feet skarpy, silnik odpalił bez problemu i auto o własnych siłach wjechało na lawetę.
Dzień po dniu gorycz porażki i ogrom pracy jaki nas czeka coraz bardziej doskwiera. Przykro, ze akurat w ten sposób zakończył się sezon kiedy szanse na tytuł vice mistrzow USA w autach napędzanych na przednią oś były tak duże. Doświadczenie, które zebraliśmy na zachodzie to chyba jeden z niewielu plusów tej wyprawy.
Dziekuje wszystkim tym, ktorzy śledzili nasz pobyt na zachodzie na mojej stronie (http://www.gdorman.com/) i oby kibiców rajdowych przybywalo na trasach w USA.

Pozdrawiam,
Grzegorz Dorman
www.gdorman.com/

Brak komentarzy: