Rajdowe wspomnienia
Część pierwsza
zdjecie Artur Partyka
I stało się!! Maciej Wisławski przybył do Chicago na specjalne zaproszenie Auto Klub Polski w Chicago. Został odznaczony tytułem honorowego członka Auto Klubu i na jego cześć został zorganizowany już II Bal Rajdowców. Prawdziwy bal, bo jak wiadomo rajdowcy to klawi goście i gdy zachodzi potrzeba potrafią się również bawić, a bawili się rajdowo, bo ostatnia załoga opuściła piękne sale bankietowe Avalon jak się rozjaśniało… Przed balem, konferencja prasowa, kameralny nastrój i odpowiednio dobrane miejsce. Maciej opowiadał, a cisza dokoła jak makiem zasiał… Każdy słuchał uważnie, później niekończące się pytania i rozmowy, którym nie było końca i podobna sytuacja miała miejsce na balu, gdzie panowie chętniej spędzali czas w zacisznych miejscach na jakże interesujące tematy, wbrew zadowoleniu przedstawicielek płci pięknej. Streścił swoja historię, która jak powiedział nie jednemu starczyłaby, na co najmniej dwa życia…
Nic nie było w tym przesady, bo to, co przeżył i zobaczył wymaga od człowieka ogromnego poświęcenia, odwagi, wyrzeczenia, pokory i ciężkiej pracy.
W dzisiejszych czasach gdzie wygoda, lenistwo i moc pieniądza wyznacza nowy kurs, coraz trudniej spotkać osoby, które są zdolne do tak wielkich czynów. Parę tytułów Mistrza Polski, wicemistrza Europy i Mistrza Europy w rajdach samochodowych już mówi samo za siebie.
Noc Świętojańska i od niej wszystko się zaczęło. Tak naprawdę dzień wcześniej. Plac Zwycięstwa, rok 1972 pierwszy rajd na Syrenie 104, wyposażonej w obrotościomierz i haldę jak przystało na samochód rajdowy. Za kierownicą oczywiście nasz idol, kolega, człowiek wielkiego sukcesu, który stawiał swój pierwszy krok na schody prowadzące do raju- legendarny Wiślak. Po jego prawicy, zasiadł przyjaciel, który wprowadził go w ten piękny sport Krzysztof Materzyński. Rajdu niestety nie ukończyli, a nawet nie wystartowali, bowiem podczas odliczania przed startem poczciwa Syrenka odmówiła współpracy (urwał się przegub).
Tak się zaczęła prawdziwa rajdowa przygoda, która trwa do dnia dzisiejszego!!! W1973 roku Maciej zdobywa licencję rajdową. Startuje po raz kolejny na Syrenie i w swojej klasie wygrywa Rajd Polski (X Rajd Warszawski), który już wtedy był eliminacja Mistrzostw Europy. W 1975 roku otrzymuje propozycję zajęcia miejsca obok w roli pilota od Henryka Mandery, „króla Wartburga” parokrotnego mistrza Polski i tak się też stało.
Jak wspomina Maciej:” był to dla mnie kubeł zimnej wody, zastanawiałem się przez moment czy ja dobrze zrobiłem zajmując się tym od sportem? Początki nie były łatwe i pokazały jak dużo jest wymagane od pilota i jakie ogromne obciążenie psychiczne temu towarzyszy.” Podjął wyzwanie i stawił czoło wielkiemu ogromu pracy, której musiał podołać. Był to kolejny Rajd Warszawski, zajęli czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej, wielki sukces.
Przed sezonem 1977 Andrzej Lubiak proponuje mu wspólne starty na fabrycznym Fiacie 126p w dziale sportu FSM w Bielsku Białym. Tak minęło dziewięć lat, kawał rajdowej przygody, podczas której Maciej poznawał warsztat pilota. Zdobyli kilka tytułów mistrzowski, wicemistrzowskich. Najlepsi w swej klasie, co zawsze było dodatkowym obciążeniem, każdy, bowiem chciał z nimi wygrać, a już wtedy wiedziano, że miejsce w FSM jest tylko dla najlepszego. Zdobywają tytuł wicemistrzów, lecz sponsorzy nie są zadowoleni z osiągnięcia i tracą posadę. Jakie to było wymowne, lecz w tym sporcie brak sentymentów. Przez moment nastąpiło zwątpienie, wydawać by się mogło, iż czas najwyższy pożegnać się z rajdami. Lecz los po raz kolejny okazał się łaskawy. Maciej dostaje kolejną propozycję tym razem od Jacka Bartosia kierownika działu sportu FSO odpowiedzialnego za wyniki sportowe. Za kierownicą zasiadł najlepszy kierowca z tamtych lat Paweł Przybylski, który do niedawna był w gronie kandydatów do tytułu Mistrza Polski, nie startuje bardzo długo co oznacza brak dobrych sponsorów, bez których machna rajdowa nigdy nie będzie funkcjonować.
I tak minęły kolejne trzy lata. Pierwszy rok, to Mistrzowie Polski na Polonezie 1600 grupa A. Kolejne dwa, to przygoda z Polonezem 1500 turbo (jak go żartobliwie nazwano „turbolot”), bez większych wyników, co wiązało się z podejściem działu sportu FSO, któremu bardziej zależało na eksperymentach mogących przynieść sensowne rozwiązania technologiczne. Było to nieudane przedsięwiziecie (jedno z wielu w historii FSO), gdyż jak wiadomo samochód ten nie został wdrożony do produkcji. Ciągłe awarie i usterki nie pozwoliły na osiągnięcie dobrych wyników, lecz okres ten był obfity, jeżeli chodzi o doświadczenie, poznawanie nowych rajdów na arenie europejskiej, dopracowanie zdobytych już umiejętności.
M.W.:” Czasami trzeba złożyć ofiarę na ołtarzu nauki, przynajmniej z tego mieliśmy satysfakcję.”
W 1990 roku Paweł Przybylski przesiada się do innego samochodu Audi Quatro z Krzysztofem Gęborysem.
Maciek otrzymuje propozycję od Andrzeja Kopra na wspólny udział w RSMP (Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski), oraz występy na eliminacjach Mistrzostw Europy w nowym samochodzie (VW Golf GTI A grupa), przygotowanym w dziale sportu VW w Hanowerze. Kolejne doświadczenia zdobyte podczas rajdów po za areną krajową. Zdobyli parę wyników godnych wspomnienia. Były Mistrzostwa Polski w klasyfikacji generalnej i w swojej grupie.

Nic nie było w tym przesady, bo to, co przeżył i zobaczył wymaga od człowieka ogromnego poświęcenia, odwagi, wyrzeczenia, pokory i ciężkiej pracy.

Noc Świętojańska i od niej wszystko się zaczęło. Tak naprawdę dzień wcześniej. Plac Zwycięstwa, rok 1972 pierwszy rajd na Syrenie 104, wyposażonej w obrotościomierz i haldę jak przystało na samochód rajdowy. Za kierownicą oczywiście nasz idol, kolega, człowiek wielkiego sukcesu, który stawiał swój pierwszy krok na schody prowadzące do raju- legendarny Wiślak. Po jego prawicy, zasiadł przyjaciel, który wprowadził go w ten piękny sport Krzysztof Materzyński. Rajdu niestety nie ukończyli, a nawet nie wystartowali, bowiem podczas odliczania przed startem poczciwa Syrenka odmówiła współpracy (urwał się przegub).
Tak się zaczęła prawdziwa rajdowa przygoda, która trwa do dnia dzisiejszego!!! W1973 roku Maciej zdobywa licencję rajdową. Startuje po raz kolejny na Syrenie i w swojej klasie wygrywa Rajd Polski (X Rajd Warszawski), który już wtedy był eliminacja Mistrzostw Europy. W 1975 roku otrzymuje propozycję zajęcia miejsca obok w roli pilota od Henryka Mandery, „króla Wartburga” parokrotnego mistrza Polski i tak się też stało.

Przed sezonem 1977 Andrzej Lubiak proponuje mu wspólne starty na fabrycznym Fiacie 126p w dziale sportu FSM w Bielsku Białym. Tak minęło dziewięć lat, kawał rajdowej przygody, podczas której Maciej poznawał warsztat pilota. Zdobyli kilka tytułów mistrzowski, wicemistrzowskich. Najlepsi w swej klasie, co zawsze było dodatkowym obciążeniem, każdy, bowiem chciał z nimi wygrać, a już wtedy wiedziano, że miejsce w FSM jest tylko dla najlepszego. Zdobywają tytuł wicemistrzów, lecz sponsorzy nie są zadowoleni z osiągnięcia i tracą posadę. Jakie to było wymowne, lecz w tym sporcie brak sentymentów. Przez moment nastąpiło zwątpienie, wydawać by się mogło, iż czas najwyższy pożegnać się z rajdami. Lecz los po raz kolejny okazał się łaskawy. Maciej dostaje kolejną propozycję tym razem od Jacka Bartosia kierownika działu sportu FSO odpowiedzialnego za wyniki sportowe. Za kierownicą zasiadł najlepszy kierowca z tamtych lat Paweł Przybylski, który do niedawna był w gronie kandydatów do tytułu Mistrza Polski, nie startuje bardzo długo co oznacza brak dobrych sponsorów, bez których machna rajdowa nigdy nie będzie funkcjonować.

M.W.:” Czasami trzeba złożyć ofiarę na ołtarzu nauki, przynajmniej z tego mieliśmy satysfakcję.”
W 1990 roku Paweł Przybylski przesiada się do innego samochodu Audi Quatro z Krzysztofem Gęborysem.
Maciek otrzymuje propozycję od Andrzeja Kopra na wspólny udział w RSMP (Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski), oraz występy na eliminacjach Mistrzostw Europy w nowym samochodzie (VW Golf GTI A grupa), przygotowanym w dziale sportu VW w Hanowerze. Kolejne doświadczenia zdobyte podczas rajdów po za areną krajową. Zdobyli parę wyników godnych wspomnienia. Były Mistrzostwa Polski w klasyfikacji generalnej i w swojej grupie.

Nadszedł kolejny rok, może nie łaskawy, jeżeli chodzi o występy krajowe. W1993 roku podczas Rajdu Dolnośląskiego dochodzi do tragicznego skutkach wypadku- ginie nasz kolega, przyjaciel, człowiek zawsze uśmiechnięty niezapomniany Marian Bublewicz. Warunki, jakie panowały w Kłodzku przypominały arktyczne. Postawa kolegów pozostawiła dużo do myślenia. Można było przy pomocy dwóch samochodów rajdowych uwolnić Mańka, który był bezradny i w bardzo ciężkim stanie. Pozostało już tylko gdybanie, które nie przywróci życia, a każdy, kto był blisko tej tragedii i nic nie zrobił lub nie mógł, spędził nie jedną noc dyskutując wraz z innymi o zaistniałym wypadku. Jak okrutny potrafi być los, gdy w swej ślepocie wybiera ofiary?
Andrzej Koper po trzecim odcinku specjalnym wycofał się z dalszej walki. Po śmierci Mariana, kończy swą rajdową karierę. Maciej zaczął się nad tym też zastanawiać, lecz pozostał samochód. Włodzimierz Skrodzki kupuje auto na raty. Andrzej namawia Wiślaka do kontynuacji rajdowych przygód na tak dobrze już mu znanym samochodzie. W rezultacie Maciek zostaje żyrantem.
W towarzystwie Włodka cieszącego się dobrą opinią w świecie rajdowym spędza niezapomniane chwile, o których mile wspominał. Już wtedy Toyota Motor Poland zainteresowana była naszym pilotem. Jak wspomina Maciej:” miałem bardzo dobrze i wesoło to nie chciałem sobie pogarszać. Ale Krzysztof Hołowczyc był uparty i nie dawał spokoju, dzwonił po parę razy na dzień. Przed rajdem Elmot, dzwoni po raz kolejny i słyszę płacz w jego głosie: "Maciuś ratuj, Maciek pomóż mam taką sytuację, mój pilot złamał rękę…” Po rozmowie z Włodkiem, któremu nie zależało za bardzo, kto siedzi z boku, Hołek pojechał z Wiślakiem. Kolejne dwa rajdy Wisławski jedzie z Skrodzkim. Przed ostatnim rajdem w sezonie 1993 Rajdem Karkonoskim, po kolejnych staraniach i namowach Toyoty zawiązuje się współpraca. Był to trudny rajd, wyjątkowo ciężkie warunki, jakie panują o tej porze w Karkonoszach. Październik w górnych partiach śnieg, w dolnych deszcz. Hołek robi swój pierwszy wielki wynik: drugie miejsce w klasyfikacji generalnej i pierwsze miejsce w grupie N. Jak wspomina Maciej była to pierwsza konferencja prasowa Krzyśka i pierwszy milowy kamień na drodze jego wielkiej kariery i uczestnictwa w wielkim rajdowym sporcie, co ma miejsce aż do dzisiaj.
W bardzo interesujący sposób przedstawił swój pogląd na temat samochodu rajdowego, który odbiera w dwóch aspektach:
pierwszy, to płaszczyzna, która niesie na sobie różne loga, pędzący słup ogłoszeniowy niekonwencjonalna forma reklamy. Np. na Rajdzie Polski (Błonie- Kraków rok 1998), prolog robiony pod publikę i jest ponad sto tysięcy ludzi, ponad trzydzieści stopni C. Wielki upał i tłum stoi, bo chce stać i nikt się nie ruszył przez cztery godziny dopóki nie pojechał Hołek z Wiślakiem jako ostatnia załoga. I to są potencjalni odbiorcy reklam. Każdy z nas, kto lubi, ogląda, obserwuje rajdowe wzmagania podświadomie jest odbiorcą poszczególnych firm, które właśnie w ten a nie inny sposób prezentują się na poszczególnych pojazdach wydając kolosalne sumy w imię tego by karuzela rajdowa mogła się toczyć i przynosić dla poszczególnych użytkowników czterech kółek coraz to lepsze udogodnienia z których będzie można korzystać na co dzień. Jest coraz większe zainteresowanie tym sportem, co cieszy, żę końcu coś się zaczyna dziać. Jak popularny jest ten sport świadczyć może tytuł sportowca roku 1997, który otrzymał Krzysztof Hołowczyc, kierowca rajdowy, a jak wiadomo bardzo skromnie do tej pory pisało się o tym sporcie, jego kulinarach i niewiele było pokazywane w TV, jednak okazuje się, że jest garstka ludzi, która interesuję się i potrafi do czegoś doprowadzić, to jest siła, która wdziera się w nasze życie i chcąc czy nie musimy ją zaakceptować.
Niewyobrażalne kwoty, które są potrzebne by to wszystko mogło się kręcić. Ile to kosztuje, może kolejny przykład: budżet załogi Mobil-Stomil-Olsztyn Rally Team na rok 1997, gdzie zdobyli tytuł Mistrzów Europy to ponad dwa miliony dolarów, które pozwoliły na parę startów w eliminacjach mistrzostw Europy i tylko raz pokazali się na krajowej arenie, nie, dlatego iż zlekceważyli kierowców krajowych, ale starty w gronie najlepszych w Europie są niesamowicie kosztowne.
Następny wizerunek samochodu rajdowego: pędząca lokomotywa wyposażona w najlepsze rozwiązania technologiczne, ludzkiego geniuszu i nie bójmy się użyć tego słowa, bowiem nadludzki wysiłek by to wszystko grało ze sobą w tak ekstremalnych warunkach, jakimi są rajdy wymaga talentu i niesamowitej wiedzy i niewyobrażalnych poświęceń by mogło to wszystko funkcjonować. Dobry samochód można nabyć od 30 tyś dolarów, pojazd rajdowy jest, co najmniej dziesięciokrotnie droższy i tyle jest wart, bo gdyby nie był nikt by nie zapłacił takiej sumy.
Żartobliwie powiedział, iż dobry pilot powinien mieć dwie pary oczu, cztery ręce i trzy nogi, a reszta jest już bardzo prosta. I na zakończenie tego jeden drobny szczegół: pilot nie może się pomylić, kierowca tak, lecz to już jest inna „inszość”…
I nadszedł dzień, w którym Wiślak powiedział Hołkowi:” ja już więcej nie mogę to jest wszystko, co potrafię, jest to kres moich możliwości”. Sam zaproponował Krzyśkowi Belga Jean Marc Fortin, gościa, którego obserwował od pewnego czasu. Startowali wspólnie na róznych rajdach w tych samych czasach i jak powiedział facet jest korekt. Były na potwierdzenie pierwsze wyniki: mistrzostwa Świata rajd Szwecji piętnaste miejsce, nie jedna osoba pomyśli to nie jest wynik, lecz na to potrzebny jest czas i kolejne doświadczenia, które zaowocować mogą po przejechaniu, zapoznaniu się z nowymi trasami, gdzie startuja najlepsi kierowcy Świata, którzy już od parunastu rajdów tam wygrywają, a dla Krzyśka to wszystko jest nowe. Trud, jaki został już w tym kierunku poczyniony jest duży, lecz by się spodziewać lepszych wyników musimy jeszcze poczekać. Sam fakt, iż startują w gronie najlepszych kierowców Świata możemy uznać za sukces. Kolejny występ Rajd Zimowy i pierwsze miejsce. Co będzie dalej zobaczymy, bowiem w sporcie wszystko jest możliwe i nie można przewidzieć wydarzeń?
c.d.n.
Andrzej Koper po trzecim odcinku specjalnym wycofał się z dalszej walki. Po śmierci Mariana, kończy swą rajdową karierę. Maciej zaczął się nad tym też zastanawiać, lecz pozostał samochód. Włodzimierz Skrodzki kupuje auto na raty. Andrzej namawia Wiślaka do kontynuacji rajdowych przygód na tak dobrze już mu znanym samochodzie. W rezultacie Maciek zostaje żyrantem.


pierwszy, to płaszczyzna, która niesie na sobie różne loga, pędzący słup ogłoszeniowy niekonwencjonalna forma reklamy. Np. na Rajdzie Polski (Błonie- Kraków rok 1998), prolog robiony pod publikę i jest ponad sto tysięcy ludzi, ponad trzydzieści stopni C. Wielki upał i tłum stoi, bo chce stać i nikt się nie ruszył przez cztery godziny dopóki nie pojechał Hołek z Wiślakiem jako ostatnia załoga. I to są potencjalni odbiorcy reklam. Każdy z nas, kto lubi, ogląda, obserwuje rajdowe wzmagania podświadomie jest odbiorcą poszczególnych firm, które właśnie w ten a nie inny sposób prezentują się na poszczególnych pojazdach wydając kolosalne sumy w imię tego by karuzela rajdowa mogła się toczyć i przynosić dla poszczególnych użytkowników czterech kółek coraz to lepsze udogodnienia z których będzie można korzystać na co dzień. Jest coraz większe zainteresowanie tym sportem, co cieszy, żę końcu coś się zaczyna dziać. Jak popularny jest ten sport świadczyć może tytuł sportowca roku 1997, który otrzymał Krzysztof Hołowczyc, kierowca rajdowy, a jak wiadomo bardzo skromnie do tej pory pisało się o tym sporcie, jego kulinarach i niewiele było pokazywane w TV, jednak okazuje się, że jest garstka ludzi, która interesuję się i potrafi do czegoś doprowadzić, to jest siła, która wdziera się w nasze życie i chcąc czy nie musimy ją zaakceptować.

Następny wizerunek samochodu rajdowego: pędząca lokomotywa wyposażona w najlepsze rozwiązania technologiczne, ludzkiego geniuszu i nie bójmy się użyć tego słowa, bowiem nadludzki wysiłek by to wszystko grało ze sobą w tak ekstremalnych warunkach, jakimi są rajdy wymaga talentu i niesamowitej wiedzy i niewyobrażalnych poświęceń by mogło to wszystko funkcjonować. Dobry samochód można nabyć od 30 tyś dolarów, pojazd rajdowy jest, co najmniej dziesięciokrotnie droższy i tyle jest wart, bo gdyby nie był nikt by nie zapłacił takiej sumy.
Żartobliwie powiedział, iż dobry pilot powinien mieć dwie pary oczu, cztery ręce i trzy nogi, a reszta jest już bardzo prosta. I na zakończenie tego jeden drobny szczegół: pilot nie może się pomylić, kierowca tak, lecz to już jest inna „inszość”…

c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz