
- Zwycięstwo w Kanadzie nie było moim największym sukcesem w karierze - powiedział Robert. - Uważam za największy sukces zdobycie mistrzostwa Włoch w kartingu, jako pierwszy zagraniczny kierowca w historii. Wiele musiałoby się jeszcze wydarzyć w F1, żebym zmienił zdanie na ten temat.
Mogłem wygrać już w Monako, ale Hamilton miał szczęście. W Kanadzie postawiłem wszystko na jedną kartę. Przejechałem osiem okrążeń w tempie z kwalifikacji, tak naprawdę bardzo różnym od tego z wyścigu. Wtedy wyciąga się każdą setną z kieszeni. To były moje najszybsze okrążenia w wyścigu F1. Za to ostatnie 15 okrążeń uważam za najwolniejsze i najnudniejsze - jechałem tylko po to, żeby ukończyć wyścig.
Pit Lane Park jest na pewno niemałą atrakcją dla kibiców. Bolid i jego osiągi można podziwiać w stu procentach na torze - w wyścigu lub na testach, ale Pit Lane Park umożliwia zbliżenie się do F1, wczucie się w rolę członków zespołu. Pit Lane Park stanowi do tego znakomite miejsce, w Polsce ciesząc się szczególnie dużym zainteresowaniem. Polacy nie mają za dużo okazji do kontaktu z tym sportem.
Nigdy nie mieliśmy Grand Prix, ani kierowcy F1. Pięć lat temu tylko mała grupka ludzi interesowała się F1. Teraz jest to jeden z najpopularniejszych sportów w Polsce, ale to się może szybko zmienić. Wystarczy, że zamiast wygrywać, będę piętnasty i 50 procent oglądających odejdzie od telewizorów. Na dzień dzisiejszy mam bolid, który umożliwia mi walkę z Ferrari i McLarenem, ale w 2009 roku czekają nas radykalne zmiany w aerodynamice, w budowie bolidów - i topowy team bardzo łatwo może spaść do środka stawki.

Na ostatnich testach bardzo mało pracowaliśmy nad ustawieniami na następne Grand Prix, bo tory są jednak inne niż Barcelona. Tak jak na każdych testach, sprawdzaliśmy nowinki aerodynamiczne i mechaniczne. Część testów była związana z przyszłym rokiem. Nie byliśmy pewni paru rzeczy i trzeba było zobaczyć, w którym kierunku pójść z bolidem. Osobiście wolałbym testować ustawienia na Magny-Cours i Silverstone, ale musieliśmy podzielić obowiązki. Rezultaty testów były różne: pozytywne - i trochę mniej pozytywne.
W ubiegłym roku wyścig w Magny-Cours był dla mnie bardzo udany. Czwarte miejsce stanowiło wówczas bardzo dobry wynik. Mieliśmy dobry bolid, ale z powodu przeróżnych problemów nie byłem w stanie walczyć z czołówką. W tym roku wydaje się, że nasz bolid jest dużo mocniejszy. Pewne rzeczy funkcjonują znacznie lepiej. To pokazuje, jak ważne w F1 są rzeczy, których nie widać z zewnątrz.

Dla mnie najważniejsze jest to, żeby wyciągnąć wszystko z bolidu. Obojętnie, czy zajmuję czwarte, szóste czy drugie miejsce - najważniejsze, że wykonuję swoją pracę na maksimum. Nie zawsze wyniki decydują. Byłem bardziej zadowolony z całego weekendu w Barcelonie, gdzie dojechałem na czwartym miejscu, niż w Kanadzie, gdzie wygrałem.
Zwycięstwo przyniosło dużą satysfakcję dla mnie i dla całego zespołu. Od początu jeżdżę w BMW Sauberze i pracowaliśmy razem na ten sukces. Nie tylko ja wygrałem, ale i zajęliśmy drugie miejsce w wyścigu. Zwycięstwo przypadło mi trochę szczęśliwie. Gdyby nie incydent w pitlane, chyba nie dojechałbym pierwszy. Teraz potrzeba nam szybszego bolidu, lepszych czasów - wtedy będziemy mogli walczyć o kolejne zwycięstwa. W obecnej sytuacji mamy szanse, jeżeli rywale będą mieli jakieś problemy. Ale w F1 z reguły wygrywają najszybsi, a nie ci, co dojeżdżają do mety.

Patrzę trochę inaczej na F1 - jak na karting, jak na inne klasy, w których się ścigałem. Mam pewien plan i chcę coś osiągnąć. Mało mnie obchodzi czy jeżdżę w F1, czy w F3. Kiedy po raz pierwszy testowałem bolid F1 w Barcelonie, traktowałem to tylko jako przygodę. Nie myślałem, że dojdę do F1. Nie pochodzę z kraju, który ma tradycje w tym sporcie, nie ma u nas wyścigu Grand Prix. Ale szczęście się do mnie uśmiechnęło i zostałem kierowcą testowym BMW Saubera, a potem przyjęto mnie do teamu jako podstawowego kierowcę. Mogę tylko dziękować zespołowi, odwdzięczyć się moją pracą.

Nie sądzę, żeby BMW Sauber potrzebował lidera. To zespół, który stawia sobie za cel klasyfikację konstruktorów i dlatego potrzebuje dwóch kierowców, którzy będą zdobywać punkty. Dobrze współpracujemy z Nickiem. Rywalizuję z każdym kierowcą ze stawki, a zatem automatycznie także z kolegą z zespołu.
Powiedziałem, że gdybym miał wydać pieniądze, nie inwestowałbym w tor F1 w Polsce. Tory żyją z czegoś innego, niż z wyścigów F1, a taki obiekt musiałby na siebie zarabiać. Łatwiej zbudować u nas tor uliczny, ale drogi w Polsce są takie, jakie są - i tu widzę utrudnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz