czwartek, 14 maja 2009

Polonijna Parada




W sobotę 2 maja po Columbus Drive przemaszerowała tracyjna polonijna parada organizowana dla uczczenia rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. Dla uczestników imprezy parada od lat stanowi manifestację przywiazania do polskości, jest jedyną okazją do pokazania jak liczna jest nasza grupa w Wietrznym Mieście. Od kilku lat ozdobą parady jest polonijna mlodzież otwarcie manifestujaca swoje przywiazanie do narodowych barw. Dla wszystkich tych ludzi inne sprawy nie mają znaczenia. Jednak obserwując paradę nie można o nich zapomnieć.




Od wielu lat systematycznie spada bowiem ilosc uczestników, a za barierkami gromadzi sie coraz mniej widzów i tego nie sposób nie zauważyć. W tym roku wyraznie mniej liczne byly grupy reprezentujace polonijne szkoly, od lat stanowiace jądro parady. Sama parada była natomiast lepiej zorganizowana, mniejsze były nieznośne przerwy pomiędzy poszczególnymi grupami marszowymi. Jednak dla osób mieszkających od wielu lat w Chicago obecna biało czerwona parada moze byc tylko wspomnieniem dla wielkich przemarszów organizowanych jeszcze w latach osiemdziesiątych po ulicy Dearborn w samym sercu Chicago.




Podczas tegorocznej parady przemawiał mianowany w kompromitujących okolicznościach senator Ronald Burris oraz burmistrz Richard Daley. Politycy dobrze wiedzą, ze wystapienia te mają jedynie symboliczny charakter, gdyż Polonia od lat politycznie nic nie znaczy. Tegoroczna parada potwierdziła to znakomicie. Marszałkiem przemarszu wybrano Franka Spule, lidera istniejącego jedynie na papierze Kongresu Polonii Amerykańkiej i ubezpieczalni Zwiazku Narodowego Polskiego. Spula, który urzędowanie objął po Edwardzie Moskalu, a raczej na pogorzelisku pozostawionym przez tego lidera nie potrafił odwrócić negatywnych tendencji. Jego glówną umiejętnoscią jest trwanie na stanowisku i Spula także trwał podczas parady.



Jednak podczas parady można na chwilę zapomnieć o troskach dnia codziennego. Wszak to dzień radosny, podczas którego na chwilę może wydać się, że jest dobrze, nawet wspaniale.

Jak zwykle po paradzie odbyla sie impreza na Navy Pier. Pośpiewała Mandaryna, potem De Mono. Występu Mandaryny śpiewem nazwać nie można. Dla osób, którzy mają jakie takie pojęcie o dżwiękach zapisywanych przy pomocy rozmaitych znaków na pięciolinii bylo to skomplikowane przeżycie. Gości z Polski przebił lokalny, chicagowski solista "Funky Polak", spiewający teksty odnoszące sie do polonijnej rzeczywistości. Jednak gości na imprezie nie bylo zbyt wielu.

ATJ

Brak komentarzy: